
Pomimo tego, iż istnieje obiegowa opinia, jakoby Filipiny nie były bezpiecznym krajem, w rzeczywistości istnieje zaledwie kilka rejonów, do których zapuszczanie się przez białego grozi ewentualnym porwaniem, lub w skrajnych wypadkach straceniem głowy za pomocą maczety. Mowa głównie o wyspach Sulu, prowincji Zamboanga, Marawi i Cotabato.
Oczywiście wiele osób, które mogłoby się wydawać, że są w temacie, bo mieszkają w kraju od lat (lub od urodzenia), twierdzą, że wyjazd gdziekolwiek w rejonach Mindanao jest zbyt ryzykowany, ale są to te same osoby, które twierdzą, że jazda na motorze jest zbyt niebezpieczna i nie ściągają maseczki ze strachu przed wirusami.
Powodem niebezpieczeństwa są oczywiście głównie przedstawiciele religii pokoju i ich terrorystyczne zapędy, ale że temat generalnie nudny, to pozwolę sobie przejść od razu do innych kwestii.
Do prowincji Cotabato przyjechałem w Sierpniu 2019 w celach researchu przyjazności lokalnych przedstawicielek płci pięknej. Tak jak już wielokrotnie wspominałem na APZ, im bardziej „niebezpieczny” i mniej odwiedzany przez przybyszów rejon, tym bardziej przyjaźni lokalsi i szansa na wyciągnięcie prawdziwej perełki na nocną przygodę wzrasta diametralnie. Nie inaczej było w Cotabato.
Pierwszej nocy niewiele się działo. Zwiedzałem miejscowe bary, lub raczej miejsca w których się pije, co często okazuje się tandetnym karaoke w towarzystwie szczurów, karaluchów i nieudolnie wyjących ryja do mikrofonu biesiadników. W jednym z takich upiornych karaoke dosiadłem się do stolika, oferując towarzystwu wiaderko Red Horsów. Wielką zaletą Filipin jest to, że można wszystkim stawiać napoje alkoholowe i jest to tak tanie, że właściwie w ogóle nie odczuwa się tego na portfelu. Wyjątkiem są topowe kluby w Manili samo wejście potrafi kosztować 20 USD.
Po tym jak towarzystwo się rozchulało, jedna z niewiast ze stolika podchodzi do mnie i łamanym angielskim pyta o mój numer, po czym wyciąga telefon z popękanym ekranem, który wygląda dość zabytkowo. Nie zdążywszy jeszcze wpisać jednej cyfry, telefon zostaje wyrwany przez chyba zazdrosnego Filipińczyka, być może jej chłopaka, i zostaje rzucony o podłogę, co skutkuje jego rozwaleniem na drobne części. Ta sytuacja sprawiła, że nie poczułem się zbyt pewnie, bo w końcu jestem w prowincji, która jest uważana, za no-go-zone dla obcokrajowców. Typ jednak wydarł się na laskę, do mnie nie mówiąc słowa. W ogóle miałem wrażenie, że nie ma ze mną problemu, zresztą słusznie, bo to nie ja zainicjowałem całą sytuację.
Następnego dnia byłem już umówiony z losową Filipinką z Tindera. Na miejsce spotkania wybraliśmy park miejski, co jest częstym miejscem jakie wybieram na randkę. Oczywiście w pobliżu hotelu, żeby logistyka nie była problematyczna. Moja Filipinka jest bardzo zajęta i ma tylko godzinę czasu – to dlatego, że nie tylko studiuje na uniwersytecie, ale również sprzedaje hamburgery w Jollibee , czyli miejscowym odpowiedniku McDonaldsa. Laska bardzo zajęta, ale mimo wszystko, widząc na Tinderze jedyną białą facjatę, nie mogła przegapić okazji. I to właśnie dlatego lubię jeździć w takie rejony – tutaj po prostu wszystko idzie z górki ze względu na niemalże zerową konkurencję innych samców.
Na spotkanie o dziwo przychodzi na czas. Jednak tego czasu prawie nic nam nie zostało, więc już po 5 minutach mówię, że przepraszam za bezpośredniość i pośpiech, ale ponieważ mamy tylko godzinę przed jej zajęciami na uniwersytecie, czy mogę od razu zaprosić do hotelu. Po 10 minutach jesteśmy już u mnie. Jedną ręką łapie ją za talię o pytam „may I?„, wskazują oczami łóżko. Laska pokiwała głową z aprobatą i BOOM, domknięcie randki w 15 minut od spotkania. To się nazywa efficiency i właśnie za to kocham rejony typu Mindanao.
Po szybkiej, acz przyjemnej kopulacji, jadę z nią na uniwersytet, gdzie ona z dumą prezentuje mnie nie tylko do koleżanek, ale też jakiś gejów i kolegów. Coś na zasadzie „patrzcie jakiego białasa upolowałam”. Tak swoją drogą, to bywa fajne uczucie, ale często i irytujące. Czasami po prostu chce się wyjść do sklepu 7/11 bez robienia zamieszania wśród miejscowych, a oczywiście widok białej mordy w takich rejonach, to prawdziwa sensacja, gdziekolwiek się pójdzie. I nie mam tu na myśli tylko Filipin, ale każdy rejon Azji (i pewnie świata), gdzie część ludzi nigdy nie widziała na żywo białasa.
Z laską umawiam się na następny dzień na wyjazd na wodospad, w jej wiosce. Ponieważ prowincja nie jest bezpieczna i słyszałem o przypadkach w której sąsiedzi tak się pokłócili, że zaczęli strzelać do siebie z karabinów maszynowych, pytam się laski 3 razy, czy na pewno nic mi się tam nie stanie.Tak, jest na pewno bezpiecznie – odpowiada. Buzi w policzek i uciekam szlajać się dalej.
Tej nocy zwiedziłem chyba wszystkie miejsca do picia w mieście. Znalazłem nawet jakiś kurwidoł z dziwkami, ala „go go”, ale wypiłem jednego drinka i poszedłem, bo nie bawią mnie miejsca w których pracą lasek jest naciąganie na bardzo przecenowane drinki. Ostatecznie wylądowałem w klubie nocnym, w którym próbowałem swoich sił.
Tutaj szybko poznałem 2 Filipińczyków. Jeden z nich okazał się ciekawym typem z bardzo bogatej rodziny, który chciał się ze mną spotykać, bo „wszyscy inni chcą tylko, żeby im stawiał”. Za to mnie stawiać nie miał oporów i ja również wlałem w niego trochę alkoholu z moich pieniędzy. Drugi typ był policjantem z Davao na służbie. Pokazał mi nawet jakąś odznakę policyjną i wyjaśnił, że będą dzisiaj aresztować jakiegoś typa, ale na razie go obserwują. W miedzy czasie pił piwo, za piwem i zagadywał dużo lasek. Do tego wmawiał im, coś totalnie głupiego – że ja jestem tajnym agentem na zagranicznej misji. Tak debilnie jakby to nie brzmiało, podchodziły do mnie dziewczyny i pytały, czy to prawda, że jestem secret agent, zdając się wierzyć w tą dziwną historie. W tym miejscu uświadomiłem sobie, że gość jest zaawansowanym mitomanem i cała historia o jego policyjnej misji zapewne również jest wielką ściemą.
Po kilku godzinach prób z rożnymi laskami, noc okazała się generalnie fiaskiem – nie udało się nic wyrwać. Spędziłem dużo czasu z laską, która pod koniec mnie olała i wróciła do domu sama, po czym historia się powtórzyła z inną Filipinką, która choć chciała ze mną iść, to nie pozwoli jej znajomi.
Impreza dobiegła końca i znowu pojawił się bogaty Filipińczyk, z którym wspólnie zrobiliśmy after party na ulicy. Na koniec zaprosił mnie do domu, gdzie ma konkretną sypialnie gościnną i dwie służące, które mają mi ugotować, co tylko sobie zażyczę. Faktycznie noc w jego domu okazała się nieporównywalnie lepsza niż mój hotelowy pokój, a obiad następnego dnia – pierwsza klasa.
Poznałem też jego matkę, która jak usłyszała, gdzie wybieram się na wodospad tego dnia, mało nie dostała zawału serca. Jak stwierdziła, nawet ona, gdy jeździ tam w celach służbowych, wynajmuje uzbrojoną ochronę, a jeśli ja tam wyjdę po zmroku, to na pewno zostanę porwany. Syn przytakiwał, zgadzając się ze wszystkim. Postanowiłem im zaufać i olać wyjazd.
Wyjazd zamieniliśmy na spotkanie na kolacje. Moja gwiazdka przychodzi z 5 koleżankami. Wszystkie chciały zobaczyć dziwnego białasa. Padło na restaurację Inasal Chicken, popularny chain na Filipinach. W środku koleżanki zamówiły sobie koryto przy kasie i poszły bez zapłacenia do stolika. Moja mówi mi cenę za wszystkich, jakieś 1000 peso. Odpowiadam jej, że jest moją girlfriend, więc oczywiście będę za nią zawsze wszystko płacił, ale jak jej koleżanki myślą, że jestem dla nich a free meal ticket, to się grubo mylą.
Daje jej 500 peso i mówię, żeby szła organizować resztę od koleżanek. Moja gwiazdka pokryła resztę z własnej kieszeni i wracamy do stolika. Tam po zjedzeniu wszystkie dupeczki dziękują mi za kupienie im chickenów. Czyli moja zapłaciła za nie i powiedziała, że to ja, pewnie aby nie stracić twarzy. Trochę mi było przykro, bo pewnie zarobienie 500 peso zajmuje jej półtorej dnia smażenia frytek, ale jak się ma koleżanki pasożyty, to albo trzeba zmienić znajomych, albo zaakceptować tego typu sytuacje. Ja w każdy razie nigdy nie zapraszałem jej 5 koleżanek na jedzenie.
Po kolacji wróciliśmy do mojego hotelu, gdzie gwiazdka spełniła swoją powinność, po czym musiała wracać do swoich zajęć. Następnego dnia musiałem już wracać do Davao, skąd miałem samolot do Cebu…
Chcesz wiedzieć o nowościach na Azja Po Zmroku? Polub stronę na Facebooku.
Zapraszam również do dołączenia do dyskusji na zamkniętym forum Forum Azja Po Zmroku, tylko dla facetów! Mamy już ponad 8000 użytkowników i można dowiedzieć się wielu ciekawych rzeczy o Azji.
Pamiętaj też aby subskrybować kanał YouTube na którym raz na ruski rok coś dodaje.
Jeśli zarezerwujesz hotel używając tego linka, aktywnie wspierasz APZ – https://www.booking.com/index.html?aid=1752805
Nie masz konta na Airbnb? Zarejestruj się używając tego linka, a dostaniesz 115 PLN zniżki – https://www.airbnb.com/c/michalf4003?currency=THB
Revolut, najlepsza karta dla podróżników – https://revolut.ngih.net/5ddZn
Ubezpieczenie którego używam – https://safetywing.com/a/24742427
Z jakiego miesiąca to raport ? Można już normalnie imprezować na Filipinach ?
Sierpień 2019.
Dzięki za raport. Dla takich historii chętnie śledzę Twój blog.
Mindanao uchodziło za krainę dziewic. W Cotabato też takie spotkałeś?
Nie.
Heh. Tam jeszcze nie byłem ale pamiętam moje randki w Afryce. Przychodzi wylaszczona panna, tak z 170/55, krągłości z obcisłych dżinsów powodują, że mam ciary na sam widok. Siadamy do taxi, lekki uścisk (pierwsze spotkanie na żywo), wymiana dwóch czy trzech zdań i już francuski pocałunek ;D Co za klimat. Dla takich chwil warto podróżować.
Mindanao to jedno z lepszych miejsc, zeby wyciagnac fajna laske. Jakbym kiedys szukal czegos na stale, to pewnie wlasnie tam 😉