
Pod koniec listopada 2019, ponownie dane mi było pracować w Kambodży. Ot, typowa objazdówka z turystami – zrobiliśmy wspólny wypad do Siam Reap, rajd po świątyniach Angkoru i jeziorze Tonlesap, po czym udaliśmy się do stolicy Kambodży, Phnom Penh, by kontynuować zwiedzanie najważniejszych zabytków. Wieczorami oczywiście zamiast spania, biegaliśmy po klubach i imprezach, gdzie męska część grupy integrowała się z Kambodżankami. Ostatniego dnia, gdy jechałem tuk tukiem na samolot, całkiem przypadkowo odkryłem, że wzdłuż ulicy 2004 znajduje się duża dzielnica czerwonych latarni. Jest tam co najmniej 30, 40 lokali typu KTV i obskurnych salonów masażu dla lokalsów, z mocno podejrzanymi dziewczynami do towarzystwa. Tego dnia oczywiście nie miałem czasu rozeznać się w terenie i napisać raport na Azja Po Zmroku, ale jak się okazało, zaledwie kilka tygodni później ponownie pojawiłem się w Kambodży…
A zatem, jak to się stało, że nie jestem już na Filipinach, a w Kambodży? Otóż, w sierpniu nieoczekiwanie zapoznałem się z pewną Filipinką, która tak mnie zaintrygowała, że od prawie 4 miesięcy spędziliśmy każdy dzień razem. A jak to się stało, że ja, zagorzały przeciwnik posiadania dziewczyny, postanowił porzucić przepiękne życie singla i wpaść w sidła smutnego życia w związku? O tym na poważnie zastanawiam się, czy nie napisać całego ebooka, bo temat jest kompleksowy i wydarzyło się już 1000 historii nadających się na APZ. W dużym skrócie – moja dziewczyna jest mocno unikatowa; pomimo MASY wad, w skład plusów wchodzą między innymi: jej biseksualna orientacja, a co za tym idzie trójkąty, które sama organizuje, jej nimfomaństwo i brak jakichkolwiek zahamowań seksualnych, fascynacja pornografią, totalny brak poczucia zazdrości, do tego stopnia, że sama chce oglądać mnie z innymi dziewczynami i na koniec dwa bardzo ważne aspekty – posiada paszport (którego wrobienie na Filipinach nie jest takie proste) i właśnie skończyła studia o kierunku education, czyli spokojnie mogę jej załatwić pracę w szkole w dowolnym kraju Azji. Do tego wszystkiego, przy niej naprawdę ciężko się nudzić lub mieć zły humor. Nie muszę mieć też żadnych sekretów. Ona wie i o tej stronie, i o forum, i o wszystkich moich przygodach w Azji. Tak więc, trzymam i nie wpuszczam!
Ponieważ nie akceptuje związków z laskami które nie pracują, lub studiują, do wyboru mieliśmy wysłać ją do pracy w szkole na Filipinach za 13,000 peso (czyli 250 USD) lub za granicą za sporo większe stawki. A jako że znalezienie pracy w szkole dla 21 letniej Filipinki z zerowym doświadczeniem jest najprostsze w Kambodży, takoż znaleźliśmy się ponownie w Phnom Penh, gdzie moja gwiazdka aktualnie uczy khmerskie, chińskie i koreańskie dzieci w przedszkolu.
Nastała wiec okazja, aby ponownie odwiedzić podejrzaną dzielnicę przy lotnisku. Im bardziej slumsowate, niebezpieczne i dziwne miejsce, tym bardziej mi się podoba, więc okolica świetna według moich kryteriów. W ramach researchu, wchodzę na pierwszy lepszy masaż, wygląda trochę jakby się można było przykleić się do łóżka. Nikt nie mówi po angielsku, a sam masaż kosztuje aż 3 USD, więc oferta (teoretycznie) cenowo świetna. Z ciekawością rozkładam się na łóżko i czekam, czy padną jakieś dodatkowe propozycje. Propozycje których nie zamierzam akceptować, bo sto razy bardziej wole upolować jakąś laskę w klubie razem z moją girlfriend, zamiast walić zakurzone dziwki za 10 USD, ale research cenowy i ofert musi być – taka praca i obowiązki admina APZ. Kładę więc rzeczy pod ścianę, daleko od łóżka i… nie spuszczam z nich oczu.
Tymczasem zakurzona masażystka-dziwka, na siłę próbuje mi odwracać głowę, tak abym nie widział moich ubrań. To oczywiście wzbudziło moje podejrzenia więc na siłę ją zrzuciłem z siebie, aby zerknąć na moje rzeczy. Tutaj spektakularny widok – kwadratowa płytka ze ściany została usunięta i czyjeś ręce są w kieszeniach moich spodni! Zaczynam agresywnie krzyczeć i wydawało mi się, że złapałem ich na czas – portfel jest, saszetka z kasą którą noszę na wysokości majtek też – nie pusta.
Dopiero po 10 minutach przyszło mi do głowy, żeby przeliczyć pieniądze i tutaj niespodzianka. W saszetce brakuje 11,000 tajskich batów (365 USD). Na wkurwie wracam więc do masażu i pisze w google translator, że chce moje baty z powrotem. Ponieważ zostałem totalnie zignorowany, napisałem, że w takim razie wrócę z policją i zrobię mega rozpierdol. Dziwki chyba nie dowierzały, stwierdzając, że ok, niechaj dzwoni po policję, chyba nie wierząc, że jestem w stanie się z nimi w ogóle dogadać.
Ale trafiło nie na turystę – pierwsze co zrobiłem, to zadzwoniłem do znajomej Kambodżanki, która mówi płynnie po angielsku, żeby pomogła mi rozmawiać z policją. Następnie sprawdziłem na google map gdzie są najbliższe komisariaty i wsiadłem na motor, aby zgłosić sprawę osobiście. Z doświadczenia wiem, że zdzwonienie na policję w Azji nie ma najmniejszego sensu – zazwyczaj nikt nawet nie odbiera telefonu (testowane w Tajlandii i na Filipinach), a jak już ktoś odbierze, to próbują zbyć temat bo nie chcą rozmawiać po angielsku. Najlepsze więc co można zrobić, to udać się z problemem osobiście na komisariat.

Pojechałem na pierwszy komisariat który pojawił się na google map – nie istnieje. Pojechałem na drugi – nie ma takiego miejsca. Pojechałem na trzeci – sukces (prawie). Komisariat istnieje, ale jest tak daleko od miejsca zdarzenia, że nie jest to ich jurysdykcja. Przekierowali mnie na kolejny komisariat koło lotniska, którego pomimo tego, że nie ma na google map, to fizycznie istnieje.
Tutaj zostałem przyjęty na poważnie, nikt mnie nie zbywał, ładnie wysłuchali w czym problem. W między czasie dojechała moja tłumaczka, ale o dziwo nie była potrzebna, albowiem co najmniej trzech policjantów mówiło coś tam po angielsku. Policja zaoferowała, że wrócą ze mną do salonu masażu i spróbują wyjaśnić sprawę. Byłem przekonany, że pojadę tam z jednym, góra dwoma pałkarzami, tymczasem pojechało nas w sumie 10 osób, w tym kilku uzbrojonych w karabiny maszynowe i pełne wyposażenie typu kevlarowe kamizelki, co robiło wrażenie. Nawet nie spodziewałem się, że w tak biednym kraju jak Kambodża, policja będzie wyglądała na „wzbudzającą respekt”.
Miejsce zdarzenia udało się odnaleźć bardzo łatwo, ponieważ jedna z masażystek była ufarbowana na blond i wyglądała jak kura. Zresztą to właśnie ona mnie masowała i była bezpośrednio zamieszana w konspirację kradzieżową. Parkuje więc przed salonem, a za mną jeden, drugi, piąty motor i zbiega się masa ludzi. Na ulicy zatrzymują się samochody i przechodnie patrzą co to za dramat. Pokazuje palcem na zakurzoną blondynę i mówię, TO ONA!
Policja zaczęła robić swoje, z czego oczywiście nic nie rozumiałem. Widziałem tylko przerażenie na twarzach wszystkich pracowników masażu. Nagle, z kilku stron oślepiają mnie mocne światła i pokazują się jakieś kamery. Najpierw myślałem, że to jakaś policyjna akcja, dokument jacy to oni nie są pomocni wobec obcokrajowców, ale gdy podstawiono mi mikrofon, gość przedstawił się jako ekipa telewizyjna. TV?! Skąd oni się tu wzięli?! – Myślę sobie. Powiedziałem w czym problem i jak tylko skończyłem, nagle pojawia się następna ekipa dziennikarzy i ponownie pytają co się dzieje, ile mi ukradli, kto ukradł, etc.
Cała ta sytuacja sprawiła, że właściciel masażu, który wyglądał jakby posrał się w porty, nagle wyskoczył z 365 USD, które stwierdził, że wcale nie ukradł, tyko tak sobie oddaje. Wszystko zostało ładnie udokumentowane przed ekipą telewizyjną i całą resztą dziennikarzy. Ich twarze nigdy nie zostały zamazane (moja zresztą też), a artykuł który pojawił się następnego dnia w internecie i gazetach jasno wskazywał, że „skoro niczego nie ukradli, to dlaczego oddali pieniądze” (chociaż w innej walucie, ale ważne, że oddali!). Okazało się też, że zostałem „bohaterem” khmerskiej telewizji, a całe zdarzenie było w wiadomościach. Fortunnie, w Azji istnieje taki koncept jak „utrata twarzy” i pokazanie ich złodziejskich mordek w TV, to musi być dla nich straszne przeżycie, co oczywiście niezmiernie mnie cieszy.
O dziwo nikt nie został aresztowany, ale i tak cieszyłem się, że pieniądze zostały odzyskane. W ramach wdzięczności mówię policji, że chciałbym im coś postawić i pytam czy przyjmą ode mnie jakiś prezent typu kawa, jedzenie, albo coś. Moja tłumaczka podpowiedziała mi, że najbardziej chcą… piwo! Tak więc pojechałem do sklepu i kupiłem dwie zgrzewki browarów, z którymi wróciliśmy na komisariat. Khmerska tłumaczka pojechała jeszcze po jedzenie i wróciła z kaczką z rożna i czymś co wyglądało jak jelita psa zarżniętego godzinę temu.
Policja oczywiście stwierdziła, że muszę się z nimi napić, bo w końcu browary za moją kasę (chociaż odzyskaną przez nich). Trochę się obawiałem, czy to taki dobry pomysł pić alko na oczach policjantów i potem prowadzić motor, ale jak stwierdzili: „kilka piwek ci nie zaszkodzi”. Godzinę później i po 10 piwach, byłem już dość dobrze nakurwiony. Policja zaoferowała, żebym spał na komisariacie, nawet mi oddadzą jedyny pokój z klimatyzacją. Niestety musiałem odmówić, bo moja dziewczyna była już mega głodna i czekała aż ją zabiorę na jakieś koryto. Tak więc wsiadłem konkretnie zrobiony na motor i pojechałem z powrotem do centrum nad rzeką.
Jaki morał z tej historii? Ano, w Kambodży kradną jak skurwysyn! To nie jest pierwszy przypadek gdy coś mi zginęło. Miesiąc wcześniej byłem na masażu i celowo zabrałem ze sobą tylko 50 USD. Nie mogłem pojąc jak to możliwe, że po skończonym masowanku, w kieszeni mam tylko 30. Teraz już wiem – sprytni Khmerowie otwierają sobie ściany i wkładają łapy gdzie nie powinni. Tak więc ZDECYDOWANIE mogę przestrzec przed wszystkimi masażami za 10,000 rieli, lub 3 USD. Byłem dwa razy, oby dwa razy bardzo uważałem, żeby mnie nie okradli i oby dwa razy straciłem siano. Ale to nie jedyna historia z utraconymi przedmiotami. Wiele lat temu, jechałem autobusem nocnym z Poipet do Phnom Penh. Położyłem pod głowę plecak i poszedłem spać, bo autobus był sypialny. Gdy się obudziłem, plecaka już nie było… A czy wspominałem już, że kradzieże typu wyrywanie telefonu z ręki są w Phnom Peng absolutną plagą? Jeśli jesteście w Kambodży to polecam bardzo uważać, bo kradną jeszcze bardziej niż na Filipinach i oczywiście my, jako białasy, jesteśmy ich głównym targetem.
Chcesz wiedzieć o nowościach na Azja Po Zmroku? Polub stronę na Facebooku.
Zapraszam również do dołączenia do dyskusji na zamkniętym forum Forum Azja Po Zmroku, tylko dla facetów! Mamy już ponad 7500 użytkowników i można dowiedzieć się wielu ciekawych rzeczy o Azji.
Od niedawna istnieje też grupa APZ na Telegramie (bez cenzury!), do której linka znajdziecie na forum Facebookowym.
Pamiętaj też aby subskrybować kanał YouTube na którym raz na ruski rok coś dodaje.
Siema, czemu nie odwiedzisz Ameryki Południowej albo Łacińskiej ?
Kiedyś na pewno odwiedzę.
Niezła historia. Co do dziewczyny i tak miej oczy dookoła głowy i nie ufaj. Kobiety są z nami, dopóki mają z tego jakieś korzyści. 😉
nie no bez jaj, zeby na chicken farm jechac, tam to HIVa zlapac mozna oddychajac powietrzem…
Hehehe. Kozacka historia. Niezłe. Pozdrawiam
Cześć Michał. Z ciekawości zapytam po jakim czasie dodajesz ludzi do forum na grupie na Facebooku? 😉 Chciałbym pojechać z kolegą do Tajlandii, ale wolałbym wpierw poczytać więcej opowieści od innych ludzi. To co piszesz na swojej stronie jest dla mnie niesamowite. Pozdrowienia 🙂
Raz na parę dni.
[…] z masaży za 10,000 rieli (o tym jak zostałem okradziony w masażu możesz przeczytać klikając TUTAJ) i nie zostawiać dużej ilości gotówki, lub innych wartościowych przedmiotów w hotelu. Przy […]
Kurwa wyglądasz tu na tej focie niczym major suchodolski